It's true. It's harder for me to face the difficulties or unknown/new situations when there is no peace in my soul.
And besides, you said, Basia, you would be able to live anywhere when you will have found yourself (or something like that). (nie wiem, czy nie zamięszałem ze składnią :-/) Dou you think you are closer to this moment?
Pyta ksiadz, czy zrobilam jakies postepy w "szukaniu siebie" od tamtej naszej romowy w Hyde Parku? Nie wiem, moze tak, zdaje mi sie ze mam w sobie wiecej pokoju niz mialam wowczas. Moze to jednak tylko zludzenie, moze ten niepokoj sie nie zmienil, a tylko ja nauczylam sie lepiej sobie z nim radzic? Sprawniej idzie mi wyodrebnienie go z rzeki wrazen i odczuc, w ktorej jak kazdy z nas nieustannie jestem zanurzona, zakreslenie jego granic, przefiltrowanie przez siebie i "wyrzucenie" chocby pod postacia zdjec, jak te powyzsze? Niepokoj nadal jest wszechobecny, ale nie jest wszechmocny jak kiedys mi sie zdawalo. Jest silniejszy ode mnie, ale nie jestem calkiem wobec niego bezsilna. A szukanie samej siebie, odnajdywanie samej siebie jest w moim przypadku - chyba - procesem uczenia sie i godzenia z tym, ze cos takiego jak "ja" i jak "odnalezienie" nie istnieje. Czy ta odpowiedz ma sens? A co dominuje w zyciu ksiedza, poczucie pokoju czy niepokoju? Czy ksiadz czegos szuka? Czy tez odnalazl juz ksiadz to, co mu potrzebne? Z czego, wedlug ksiadza, winika ta roznica polegajaca na tym, ze ksiadz potrafi zaczerpnac pokoju z religii, a ja nie, we mnie ta zaszczepiana mi przeciez od malego wizja swiata (chrzescijanska) upadla z hukiem i nie ma bata zeby dalo sie ja odbudowac? Skad we mnie ten przymus deziluzji a w ksiedzu z kolei ten spokoj i pewnosc wiary? (wiem, ze wiara i pewnosc to w potocznym rozumieniu sprzecznosci, a jednak w moim odczuciu wyglada to inaczej, jakgdyby pewnosc byla skutkiem wiary a nie przeciwienstwem, jakby tylko wiara dawala ludziom pewnosc; w gruncie rzeczy mozna powiedziec, ze wiedza jest tylko wiara w to, ze cos wiemy na pewno...) Pozdrawiam cieplo!
Basia, zastanawia mnie ten niepokój, który Ci nieustannie towarzyszy, który - jak to określiłaś - jest wszechobecny, ale nie wszechmocny. Próbowałaś rozmawiać o tym z osobami, które teraz są wokół Cibie? Czy taki niepokój jest także ich udziałem? Co rozumiesz przez sformułowanie: chyba takie coś jak "ja" i jak "odnalezienie" nie istnieje? Czym jest to "ja"? Utożsamiasz je z sobą?
Co dominuje w moim życiu? W tej chwili dominuje pokój. Ale różnie bywało. Dominuje pokój, ale czasem zdarza się, że włamuje się do mojego wnętrza niepokój; ale wtedy staram się zlokalizować jego przyczynę. Jeśli ją dostrzegam w sposób wyraźny i jest on związany np. z moją winą, czy zaniedbaniem, staram się to rozwiązać na płaszczyźnie relacji z Bogiem. Jeśli nie jest on wyraźnie określony, staram się nie pozwolić, aby się we mnie rozpanoszył i odebrał mi jasność widzenia. Nie jest to zawsze łatwe...
Czy czegoś szukam, czy już odnalazłem? Znalazłem Skałę, o którą opieram moje życie. I dlatego każde zachwianie, porażka jest okazją, żeby jeszcze bardziej się o tę Skałę oprzeć. Czy szukam nadal? Szukam, powinienem szukać jeszcze głębszego przylgnięcia do Jezusa Chrystusa, szukać jeszcze większego zaufania Mu. Bo to właśnie z tej relacji - tak wierzę - pochodzi pokój, o którym wspomniałem. Tego pokoju nie wytwarzam ja, nie jestem w stanie go wymusić. To co mogę zrobić, to nie przeszkadzać, by ten pokój mnie przenikał. Napisałem "powinienem szukać", ponieważ nie zawsze łatwo jest przekraczać siebie ku Temu, który jest zawsze większy, który jest Tajemnicą.
Basia, zaskakuje mnie w Twojej wypowiedzi głębokie zrozumienie tego, czym jest wiara i to zestawienie jej z pewnością. Twoja intuicja jest jak najbardziej słuszna. Dlatego chciałem zapytać: co tak naprawdę w tobie upadło? Może to właśnie upadła jakaś wizja, a sama wiara w Jezusa, który jest Panem, cały czas tli się w Tobie?
Niepokoj ktory mi towarzyszy zmusza mnie do dzialania, szukania drog tworczego jego rozladowania, tak samo jak i do poddawania w watpliwosc wszystkiego, co mnie otacza, poczawszy od sadow (badz przesadow) przekazanych mi przez otaczajacych mnie ludzi, srodowiska w ktorym zyje, kultury w ktorej tkwie, az po to wszystko, co dotyczy mnie samej, jak moje intencje, zamiary, powody. Ten niepokoj owszem, czasem bywa uciazliwy, ale generalnie nie uwazam go ani za anomalie, ani za swojego wroga; jest cenny, choc przysparza cierpien i jest niezrozumialy. Czy slyszal Ksiadz o pigulkach Mutri-Binga? Nie chcialabym wziac takiej nawet gdybym za to miala zyskac spokoj i poczucie spelnienia. Wydaje mi sie, ze Kosciol, jakakolwiek wlasciwie religia ma w sobie cos z takiej pigulki. Oczywiscie, odpowie mi Ksiadz, ze religia nie daje czlowiekowi spoczac w blogosci, ze Chrzescijanstwo to nieustanna praca, umartwianie sie itp. No tak, ale w glebszej plaszczyznie, jak sam Ksiadz wyznal, daje taki pokoj, poczucie osadzenia w czyms wiekszym, w jakims wyzszym porzadku. Daje spokoj pewnym rozmyslaniom, przenosi niepokoje w inne dziedziny, takie, ktore czlowiekowi duzo latwiej ogarnac, latwiej sobie z nim poradzic. W tym sensie pewnie, przewrotnie, jestem chrzescijanka, uwazajac ze nie ma prawdy, ze prawda jest konceptem ludzkiego umyslu, za te prawde o nieistnieniu prawdy oddaje wlasny spokoj, pozostaje przy niej za cene tego niepokoju, pewnej (ideologicznej, zyciowej) bezdomnosci. Upadla we mnie wizja, upadla wiara, mysle ze opadly mi luski z oczu i zobaczylam swiat innym, niz probowano mi go przedstawic. Musialam oswoic sie z ciemnoscia, stawic jej czola raczej niz zamykac oczy i wmawiac sobie, ze wcale nie jest ciemno. Tak przynajmniej w tej chwili sobie to interpretuje.
Basia, też bym nie wziął takiej pigułki. Zresztą, jestem całkowitym abstynentem między innymi także dlatego, że nie chcę uciekać od rzeczywistości, jakakolwiek by ona nie była. Też staram się patrzeć na świat bez pośrednictwa różowych okularów. Z tym, że jeśli poddaję coś w wątpliwość, to czynię to nie dla zasady, ale po to, żeby dojść do głębszej prawdy – także o mnie samym. Rozumiem, że chrześcijaństwo uważasz za łuski, które przeszkadzały Ci patrzeć na świat, które przeszkadzały Ci widzieć świat. A jak go teraz spostrzegasz? Jaki Ci się on jawi? Co nazywasz ciemnością? I czym jest światło, którego brak powoduje ciemność?
Odnośnie widzenia i niewidzenia, dla mnie bardzo wymowne są dwa fragmenty z Pisma świętego: Pierwszy z Księgi Rodzaju a drugi z Ewangelii wg św. Łukasza: 1. „Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy” /Rdz 3, 6-7/. 2. „Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go" /Łk 24, 30-31/.
Jak ja widzę świat? Jest źle. Wielu ludzi jest na granicy wytrzymałości psychicznej. Nienawiść, wrogość, pogoń za bogactwem materialnym, za władzą, za poczuciem górowania nad innymi choćby w drobnej rzeczy. Ogromna niesprawiedliwość i poczucie bezkarności, która jednych rozzuchwala a innym podcina skrzydła... Ale z drugiej strony bezinteresowne dobro, zwykły uśmiech na pełnej pokoju twarzy, który orzeźwia zmęczoną duszę.
Co zwycięży? Dobro czy zło? Ja wierzę, że dobro. Bo Źródło dobroci – Chrystus – już zwyciężył.
Ps. Nie zrozumiałem Twoich słów: „W tym sensie pewnie, przewrotnie, jestem chrześcijanką...”.
Nastrój mroczny odbił się w obrazie
ReplyDeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeleteIt's true.
ReplyDeleteIt's harder for me to face the difficulties or unknown/new situations when there is no peace in my soul.
And besides, you said, Basia, you would be able to live anywhere when you will have found yourself (or something like that). (nie wiem, czy nie zamięszałem ze składnią :-/)
Dou you think you are closer to this moment?
Pyta ksiadz, czy zrobilam jakies postepy w "szukaniu siebie" od tamtej naszej romowy w Hyde Parku? Nie wiem, moze tak, zdaje mi sie ze mam w sobie wiecej pokoju niz mialam wowczas. Moze to jednak tylko zludzenie, moze ten niepokoj sie nie zmienil, a tylko ja nauczylam sie lepiej sobie z nim radzic? Sprawniej idzie mi wyodrebnienie go z rzeki wrazen i odczuc, w ktorej jak kazdy z nas nieustannie jestem zanurzona, zakreslenie jego granic, przefiltrowanie przez siebie i "wyrzucenie" chocby pod postacia zdjec, jak te powyzsze?
ReplyDeleteNiepokoj nadal jest wszechobecny, ale nie jest wszechmocny jak kiedys mi sie zdawalo. Jest silniejszy ode mnie, ale nie jestem calkiem wobec niego bezsilna.
A szukanie samej siebie, odnajdywanie samej siebie jest w moim przypadku - chyba - procesem uczenia sie i godzenia z tym, ze cos takiego jak "ja" i jak "odnalezienie" nie istnieje.
Czy ta odpowiedz ma sens?
A co dominuje w zyciu ksiedza, poczucie pokoju czy niepokoju?
Czy ksiadz czegos szuka? Czy tez odnalazl juz ksiadz to, co mu potrzebne?
Z czego, wedlug ksiadza, winika ta roznica polegajaca na tym, ze ksiadz potrafi zaczerpnac pokoju z religii, a ja nie, we mnie ta zaszczepiana mi przeciez od malego wizja swiata (chrzescijanska) upadla z hukiem i nie ma bata zeby dalo sie ja odbudowac? Skad we mnie ten przymus deziluzji a w ksiedzu z kolei ten spokoj i pewnosc wiary? (wiem, ze wiara i pewnosc to w potocznym rozumieniu sprzecznosci, a jednak w moim odczuciu wyglada to inaczej, jakgdyby pewnosc byla skutkiem wiary a nie przeciwienstwem, jakby tylko wiara dawala ludziom pewnosc; w gruncie rzeczy mozna powiedziec, ze wiedza jest tylko wiara w to, ze cos wiemy na pewno...)
Pozdrawiam cieplo!
Basia, zastanawia mnie ten niepokój, który Ci nieustannie towarzyszy, który - jak to określiłaś - jest wszechobecny, ale nie wszechmocny. Próbowałaś rozmawiać o tym z osobami, które teraz są wokół Cibie?
ReplyDeleteCzy taki niepokój jest także ich udziałem?
Co rozumiesz przez sformułowanie: chyba takie coś jak "ja" i jak "odnalezienie" nie istnieje? Czym jest to "ja"? Utożsamiasz je z sobą?
Co dominuje w moim życiu?
W tej chwili dominuje pokój. Ale różnie bywało.
Dominuje pokój, ale czasem zdarza się, że włamuje się do mojego wnętrza niepokój; ale wtedy staram się zlokalizować jego przyczynę. Jeśli ją dostrzegam w sposób wyraźny i jest on związany np. z moją winą, czy zaniedbaniem, staram się to rozwiązać na płaszczyźnie relacji z Bogiem. Jeśli nie jest on wyraźnie określony, staram się nie pozwolić, aby się we mnie rozpanoszył i odebrał mi jasność widzenia.
Nie jest to zawsze łatwe...
Czy czegoś szukam, czy już odnalazłem?
Znalazłem Skałę, o którą opieram moje życie. I dlatego każde zachwianie, porażka jest okazją, żeby jeszcze bardziej się o tę Skałę oprzeć.
Czy szukam nadal?
Szukam, powinienem szukać jeszcze głębszego przylgnięcia do Jezusa Chrystusa, szukać jeszcze większego zaufania Mu.
Bo to właśnie z tej relacji - tak wierzę - pochodzi pokój, o którym wspomniałem. Tego pokoju nie wytwarzam ja, nie jestem w stanie go wymusić. To co mogę zrobić, to nie przeszkadzać, by ten pokój mnie przenikał.
Napisałem "powinienem szukać", ponieważ nie zawsze łatwo jest przekraczać siebie ku Temu, który jest zawsze większy, który jest Tajemnicą.
Basia, zaskakuje mnie w Twojej wypowiedzi głębokie zrozumienie tego, czym jest wiara i to zestawienie jej z pewnością. Twoja intuicja jest jak najbardziej słuszna.
Dlatego chciałem zapytać: co tak naprawdę w tobie upadło?
Może to właśnie upadła jakaś wizja, a sama wiara w Jezusa, który jest Panem, cały czas tli się w Tobie?
Basia, gdybyś chciała przejść na drogę mailową, mój adres internetowy jest następujący
ReplyDeletekaeskaen(at)gmail.com
Z życzeniami pokoju wewnętrznego
Niepokoj ktory mi towarzyszy zmusza mnie do dzialania, szukania drog tworczego jego rozladowania, tak samo jak i do poddawania w watpliwosc wszystkiego, co mnie otacza, poczawszy od sadow (badz przesadow) przekazanych mi przez otaczajacych mnie ludzi, srodowiska w ktorym zyje, kultury w ktorej tkwie, az po to wszystko, co dotyczy mnie samej, jak moje intencje, zamiary, powody. Ten niepokoj owszem, czasem bywa uciazliwy, ale generalnie nie uwazam go ani za anomalie, ani za swojego wroga; jest cenny, choc przysparza cierpien i jest niezrozumialy.
ReplyDeleteCzy slyszal Ksiadz o pigulkach Mutri-Binga? Nie chcialabym wziac takiej nawet gdybym za to miala zyskac spokoj i poczucie spelnienia. Wydaje mi sie, ze Kosciol, jakakolwiek wlasciwie religia ma w sobie cos z takiej pigulki. Oczywiscie, odpowie mi Ksiadz, ze religia nie daje czlowiekowi spoczac w blogosci, ze Chrzescijanstwo to nieustanna praca, umartwianie sie itp. No tak, ale w glebszej plaszczyznie, jak sam Ksiadz wyznal, daje taki pokoj, poczucie osadzenia w czyms wiekszym, w jakims wyzszym porzadku. Daje spokoj pewnym rozmyslaniom, przenosi niepokoje w inne dziedziny, takie, ktore czlowiekowi duzo latwiej ogarnac, latwiej sobie z nim poradzic.
W tym sensie pewnie, przewrotnie, jestem chrzescijanka, uwazajac ze nie ma prawdy, ze prawda jest konceptem ludzkiego umyslu, za te prawde o nieistnieniu prawdy oddaje wlasny spokoj, pozostaje przy niej za cene tego niepokoju, pewnej (ideologicznej, zyciowej) bezdomnosci.
Upadla we mnie wizja, upadla wiara, mysle ze opadly mi luski z oczu i zobaczylam swiat innym, niz probowano mi go przedstawic. Musialam oswoic sie z ciemnoscia, stawic jej czola raczej niz zamykac oczy i wmawiac sobie, ze wcale nie jest ciemno.
Tak przynajmniej w tej chwili sobie to interpretuje.
Basia, też bym nie wziął takiej pigułki.
ReplyDeleteZresztą, jestem całkowitym abstynentem między innymi także dlatego, że nie chcę uciekać od rzeczywistości, jakakolwiek by ona nie była.
Też staram się patrzeć na świat bez pośrednictwa różowych okularów.
Z tym, że jeśli poddaję coś w wątpliwość, to czynię to nie dla zasady, ale po to, żeby dojść do głębszej prawdy – także o mnie samym.
Rozumiem, że chrześcijaństwo uważasz za łuski, które przeszkadzały Ci patrzeć na świat, które przeszkadzały Ci widzieć świat.
A jak go teraz spostrzegasz?
Jaki Ci się on jawi?
Co nazywasz ciemnością?
I czym jest światło, którego brak powoduje ciemność?
Odnośnie widzenia i niewidzenia, dla mnie bardzo wymowne są dwa fragmenty z Pisma świętego:
Pierwszy z Księgi Rodzaju a drugi z Ewangelii wg św. Łukasza:
1. „Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy” /Rdz 3, 6-7/.
2. „Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go" /Łk 24, 30-31/.
Jak ja widzę świat?
Jest źle. Wielu ludzi jest na granicy wytrzymałości psychicznej.
Nienawiść, wrogość, pogoń za bogactwem materialnym, za władzą, za poczuciem górowania nad innymi choćby w drobnej rzeczy. Ogromna niesprawiedliwość i poczucie bezkarności, która jednych rozzuchwala a innym podcina skrzydła...
Ale z drugiej strony bezinteresowne dobro, zwykły uśmiech na pełnej pokoju twarzy, który orzeźwia zmęczoną duszę.
Co zwycięży? Dobro czy zło?
Ja wierzę, że dobro.
Bo Źródło dobroci – Chrystus – już zwyciężył.
Ps.
Nie zrozumiałem Twoich słów: „W tym sensie pewnie, przewrotnie, jestem chrześcijanką...”.